Słońce po zmroku - technologia przyszłości czy ślepa uliczka?

Amerykański startup Reflect Orbital zaproponował koncepcję, która od razu rozbudziła wyobraźnię opinii publicznej i środowiska naukowego. Firma chce wysłać na orbitę okołoziemską satelity wyposażone w wielkie, odbijające światło lustra, które miałyby kierować promienie słoneczne na wybrane obszary Ziemi – na przykład farmy fotowoltaiczne – po zapadnięciu zmroku. Projekt, jak podkreślają jego twórcy, ma pozwolić na wydłużenie czasu pracy paneli słonecznych, a tym samym zwiększenie produkcji energii odnawialnej.

Pierwszy satelita o nazwie Earendil-1 ma pełnić rolę demonstracyjną i przetestować, czy w ogóle możliwe jest skuteczne i precyzyjne odbicie światła słonecznego z orbity. W planach firmy jest stworzenie do 2030 roku konstelacji kilku tysięcy takich obiektów. Każdy z nich miałby poruszać się na wysokości około 600–700 kilometrów, odbijając światło w kierunku konkretnego punktu na powierzchni Ziemi. Testy prototypów, prowadzone jeszcze na balonach stratosferycznych, pokazały, że technicznie można osiągnąć zauważalne oświetlenie nawet z niewielkiego lustra, jednak przeskalowanie tego efektu na setki kilometrów to już zupełnie inna historia.

Naukowcy podchodzą do pomysłu z dużym sceptycyzmem. Ich obliczenia wskazują, że odbite światło z pojedynczego satelity byłoby nawet 15 tysięcy razy słabsze niż południowe słońce, ale wciąż znacznie jaśniejsze od blasku pełni księżyca. To oznacza, że choć rozwiązanie mogłoby faktycznie dostarczać pewną ilość dodatkowej energii słonecznej po zmroku, jego efektywność byłaby ograniczona, a jednocześnie rodziłoby ono poważne konsekwencje dla środowiska i nauki.

Wyzwania i ryzyka

Potencjalną korzyścią jest oczywiście możliwość doświetlenia farm fotowoltaicznych po zmroku, co teoretycznie zwiększyłoby ich wydajność. Znacznie więcej miejsca zajmują jednak wątpliwości. Po pierwsze, skala technologiczna projektu jest ogromna – by osiągnąć zauważalny efekt oświetlenia na dużym obszarze, potrzebne byłyby albo konstrukcje o średnicy wielu kilometrów, albo tysiące satelitów poruszających się po precyzyjnie zsynchronizowanych orbitach. Po drugie, astronomowie ostrzegają, że tak duża liczba lustrzanych obiektów mogłaby znacząco zanieczyścić niebo, tworząc dodatkowe odbicia i smugi widoczne w teleskopach, co utrudniłoby obserwacje naukowe. Problem ten byłby podobny, a nawet poważniejszy niż w przypadku konstelacji satelitów komunikacyjnych, które już dziś wywołują dyskusje w środowisku naukowym.

Kolejnym wyzwaniem jest wpływ na ekosystemy. Zwiększona ilość światła nocą zaburza rytmy dobowe zwierząt, dezorientuje migrujące ptaki, a także może wpływać na cykl snu człowieka. Takie zmiany w natężeniu oświetlenia nocnego, choć lokalne, mogłyby prowadzić do trudnych do przewidzenia skutków ekologicznych. Do tego dochodzą kwestie kosztów – wynoszenie tysięcy satelitów na orbitę, ich utrzymanie i kontrola to przedsięwzięcie niezwykle drogie, a uzysk energetyczny w porównaniu z innymi metodami, jak magazynowanie energii czy rozwój sieci przesyłowych, wydaje się niewielki.

Nie bez znaczenia pozostają też regulacje prawne i etyczne. Kto decydowałby, które obszary Ziemi mogą być „doświetlane”? Jak kontrolować intensywność światła, aby nie zagrażało ludziom ani środowisku? Wreszcie – czy przestrzeń kosmiczna powinna stać się kolejnym polem komercyjnych eksperymentów, które mogą nieść globalne skutki?

Firma Reflect Orbital planuje rozpocząć testy w 2026 roku, co ma być pierwszym krokiem w kierunku oceny, czy taki pomysł ma w ogóle sens praktyczny. Jeśli projekt się powiedzie, potrzebne będą szerokie konsultacje naukowe i środowiskowe, zanim technologia trafi do szerszego użytku.

Choć idea „słońca po zmroku” brzmi futurystycznie i inspirująco, jej realizacja wymagałaby nie tylko ogromnych nakładów technologicznych, ale także rozwagi i globalnej współpracy. W praktyce, zamiast szukać światła w kosmosie, bardziej efektywnym kierunkiem rozwoju energetyki słonecznej może okazać się ulepszanie systemów magazynowania energii, które pozwalają wykorzystać nadmiar mocy wyprodukowanej za dnia.

 

Joanna Wnuk

Udostępnij artykuł